Wiem, wiem mamy prawie lato, 30 stopni w cieniu... ale co zrobić, gdy maszyna oddana do maszynisty (czyt. serwisu), a ciągły brak czasu nie pozwala na bardziej pracochłonne realizacje :). Ręce się palą do robienia czegokolwiek, w głowie tysiąc pomysłów naraz, a Franio woła do zabawy :))).
Wełna i druty to taki cudowny wynalazek, który można zabrać ze sobą wszędzie. Na spacer z Frankiem, do busa - który zawiezie do pracy, na przystanek - na którym czekasz po pracy, do poczekalni u lekarza, do kuchni, kiedy smażysz naleśniki... Ja zawsze mam swój zestaw przy sobie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy cię zima zaskoczy!
:)))
:-) dokładnie, bo u mnie jednego dnia lato, a drugiego już jesień;-)świetne te Twoje czapy, jak ja żałuję, że nie umiem robić na drutach:-(
OdpowiedzUsuńJak ja żałuje, że nie umiem tak filcować... A druty to nic prostszego, zapraszam na naukę jak już wrócisz na "stare śmieci" ;)
OdpowiedzUsuńna pewno skorzystam:-)choć nie bardzo wierzę w tą prostotę:/ a tak poważnie to możemy zrobić deal'a, Ty mnie na drutach, ja Ciebie igłą;-)Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńSuper pomysł Gabi! Trzymam za słowo i mam nadzieję, że już niedługo będę umiała filcować na sucho :))). Również Cie pozdrawiam z upalnego Krakowa ;)
OdpowiedzUsuń